Strona uzywa plikow cookies. Wylaczenia plików cookies nalezy dokonac w przegladarce internetowej. Informacja o tzw. cookies

Witryna założycieli klubu Taunus PL

Dzwon

22 września 2000. 10-ta rano. Jadę do Piastowa odebrać dowód rejestracyjny z samochodu - wczoraj zapomniałem. Jak zwykle przeciskam się w korkach. Na skrzyżowaniu Łopuszańskiej iAlei Jerozolimskich jestem na światłach pierwszy, czekam na zielone, żeby skręcić w lewo na Pruszków. Zielone, dojeżdżam do środka skrzyżowania, zwalniam, żeby sprawdzić, czy z przeciwka nic mi nie wyskoczy. Toczy się ciężarówka, więc mając spory zapas spokojnie wjeżdżam w Aleje, na prawy pas. Przyspieszam.
Z prawego pobocza/parkingu powoli wjeżdża na mój pas granatowa Vectra. "Włącza się do ruchu, pewnie pojedzie prosto" myślę, jednocześnie kierując się na lewy pas, żeby go ominąć. Opel jednak jedzie dalej w poprzek drogi, zagradzając prawy pas, zwalnia. "Będzie zawracał, ale na "zawrotce" stoi jakiś samochód, więc nie wjedzie, zwolnił, więc mnie widzi I mnie puści" dedukuję, lekko przyspieszając (miałem jakieś 50 km/h). Mam do przecięcia trajektorii może 5 metrów, gdy facet przyspiesza wjeżdżając na mój pas. "Chce mnie zabić" pojawia się paniczna myśl sprzężona z odruchem ucieczki w lewo, w zawrotkę.
Przyspieszam wiedząc podświadomie, że hamowanie w tej sytuacji to paranoja. Pozostaje nadzieja, że zdążę. Uderzenie. Wirujące barwy: granatowa, błękitna, czarna, błękitna. Uderzenie. Leżę na boku, przekręcam się na plecy. Kilka sekund na uporządkowanie Wszechświata. Teraz ja: ruszam rękami I nogami, więc rdzeń kręgowy cały, kręgosłup prawdopodobnie też. Dopiero teraz dociera do mnie fala bólu. Bolą mnie plecy w odcinku lędźwiowym, prawy bark, prawa noga właściwie nie boli ale czuję w niej ucisk i odrętwienie.
Pojawiają się nade mną twarze. Kierowca Vectry, strażnicy miejscy. Wszyscy pytają co mnie boli I nalegają, żebym się nie ruszał. Proszę o wyjęcie z plecaka telefonu. Dzwonię do kumpla I podaję numery Vectry: WW2116K-jednocześnie zakazuję mu rozpowszechniania informacji o moim wypadku. Wykonuję jeszcze kilka telefonów, przyjeżdża pogotowie. Zdejmują mi plecak, wsuwają pode mnie nosze. Karetka. Wszyscy są dziwnie poważni I profesjonalni. Dopiero moja prośba o zimne piwo rozluźnia atmosferę.
Szpital na Banacha. Nie stwierdzono obrażeń narządów wewnętrznych, więc odsyłają mnie na Barską. Czekam na karetkę ponad 40 minut na korytarzu. Znów kilka telefonów. Na Barskiej rentgen I wizyta drogówki - jestem trzeźwy. Mam wybity bark, złamane kolano I obite plecy. Będę żył I nawet chodził. Najtrudniejszy telefon - do żony. Obiecała mi, że jak wyjdę z gipsu, to połamie mnie z drugiej strony, za to, że od razu do niej nie zadzwoniłem. Potem nastawianie I gipsowanie, o 17-tej znalazłem się na szpitalnym łóżku I wreszcie dali mi spokój.

Kilka uwag:

  • zaniedbałem stosowania się do zasady ograniczonego zaufania (a cmentarze są pełne tych co mieli pierwszeństwo
  • do motocyklistów pogotowie przyjeżdża w pierwszej kolejności - jest szansa na świeże narządy
  • stłuczenia bolą najdłużej, zwichnięcia najbardziej a złamania głównie przy rehabilitacji (o tym przekonam się za miesiąc)
  • pogotowie i personel szpitalny zadbał, żeby nic mi nie zginęło
  • nie należy jeździć w szelkach - sprzączka zadbała o to, by każda noc była torturą
  • pas nerkowy nie służy do leżenia w domu
  • jak tylko wyjdę z gipsu I nauczę się chodzić, pójdę kupić sobie żółwia
  • O sprzęcie: motocykl  stracił prawe lusterko, kierunkowskaz, klamkę
    I zbiorniczek hamulca, prawy g-mol I ... to wszystko. Vectra straciła przedni zderzak, więcej nie widziałem. Przede mną długa droga ubezpieczeniowo-prawna.

    Retrospekcja: gdy wkładano mnie do karetki, kierowca Vectry, życzył mi zdrowia. Zapytałem, czy mnie nie widział. "Nie sądziłem, że będzie pan tak szybko jechał". Zatkało mnie. Więc mnie widział.

    Alternatywy: gdybym jechał szybciej, może bym zdążył. Gdybym jechał wolniej, prawdopodobnie uderzyłbym w drzwi lub słupek. Gdybym jechał samochodem, prawdopodobnie wbiłbym się w bok Vectry, być może zabijając kierowcę. Gdybym dzień wcześniej nie zapomniał dowodu rejestracyjnego, nie byłoby tego wypadku. Wnioski: dobrze, że tak się skończyło.

    Dziękuję wszystkim, którzy zaofiarowali mi swą pomoc, dziękuję wszystkim odwiedzającym (fajne uczucie, przychodzą odwiedzić cię ludzie, których widzisz pierwszy raz w życiu).

    Przede mną jeszcze ponad miesiąc gipsu a potem rehabilitacja. A potem zacznie się nowy sezon... Trzeba będzie rozejrzeć się za jakimś motocyklem, bo ten zaraz po dzwonie się sprzedał...dziwny to kraj.

    Partyk Paluch

    ex-Kawasaki GPZ1100

    [email protected]

    Strona poświęcona samochodom Ford Taunus